Jestem wściekła jak diabli: nagle okazało się, że trzeba koniecznie przyjechać do kliniki przed godziną podaną przy ustalaniu daty wizyty oraz znać nazwisko lekarza, do którego się idzie >_< Czy muszę dodawać, że przy poprzednich wizytach brano pod uwagę nasz brak możliwości przebycia 139 kilometrów dzielących Nysę od Katowic inaczej niż pociągiem, nie zwracano uwagi na spóźnienia (rekordowe z powodu śniegu sięgnęło niemal 2 godzin) i nigdy nie podawano nazwiska lekarza (jedynie przy umawianiu pierwszej wizyty mieliśmy podany numer pokoju, a w pokojach siedzi na ogół po dwóch lekarzy)?
Na całe szczęście krótkowzroczność lekko się dziecięciu cofnęła (nie wiem, jak to możliwe, ale to fakt), a następna (i prawdopodobnie ostatnia) wizyta czeka nas za rok :)
Służba niezdrowia :/ Trzymać się od nich jak najdalej :/
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż pocieszające wieści :)