Po czym poznać, że zaatakowała mnie jesień? Zaczynam myśleć o gotowaniu i pieczeniu, o porządkach w szafkach i zapchaniu zamrażalnika do granic możliwości, o ciepłych ubraniach i planowaniu menu na drugą połowę grudnia.
Zaczyna się skromnie. Ot, litrowy pojemnik leczo z dynią
Podwójna porcja korzennych kropeczek (ukulaliśmy trochę za duże, więc było 54 zamiast 80)
I bezy o plugawych kształtach zrobione z białek pozostałych po zrobieniu ciastek (plugawe kształty wzięły się stąd, że trochę wcześniej umieszczałam na Facebooku spis 10 ważnych dla mnie książek i był tam m. in. Lovecraft :) )
Chciałam tu jeszcze umieścić bułeczki prawie bezglutenowe, ale okazało się, że słodka wersja lubi mnie tylko odrobinę bardziej niż wersja słona (czytaj: urosły trochę większe) :/ Następnym razem chyba zostawię je do wyrośnięcia na całą noc.
Był jeszcze opętany sernik z malinami, który najpierw pluł tłuszczem, później wodą, a mimo to pozostał wilgotny, ale wolałam mu nie robić zdjęcia. Tak na wszelki wypadek ;)
Poza tym kaptur w pelerynce nie chce mi wyjść zgodnie z założeniami (chyba się poddam i zostawię jak jest) i rośnie we mnie niezdrowa chęć dokupienia włóczek (muszę najpierw uporządkować i wyrobić przynajmniej część tego, co już mam). I tyle na dzisiaj, bo chyba zaczynam marudzić.
o jaaaaaaaa, zaszalałaś! plugawokształtne bezy mnie uwiodły :-D
OdpowiedzUsuńkaptura współczuję, wiem, jak to jest, jak materia nie chce współpracować i rozumiem doskonale ów stan ciężkiej frustracji... bah!
uściski!
W planach miałam jeszcze ciasto z suszonymi owocami i bakaliami oraz kruche ciasteczka, ale jakoś nie wyszło ;)
UsuńMąż z synem twierdzą, że kaptur może być, więc może to ja mam zbyt duże wymagania...