Z okazji wczorajszego święta pojawiły się na wielu blogach protesty z tłumaczeniem, że Walenty jest patronem chorych na padaczkę, a nie zakochanych. Otóż mylicie się dziewczyny, bo jest Walenty także patronem zakochanych. Najciekawsze w tym wszystkim, że męczennik, patron epileptyków i patron zakochanych to nie jeden i ten sam Walenty, a rzekomo trzech świętych o tym imieniu czczonych tego samego dnia. Święto Walentego umieszczono w kalendarzu 14 lutego, by wyprzeć o dzień późniejsze Luperkalia, czyli rzymskie święto płodności. Udało się tylko na kilka wieków: pod koniec V Luperkalia zostały zniesione przez papieża Gelazego I, a w 1496 papież Aleksander VI ogłosił Walentego patronem zakochanych.
W związku z tym protestuję przeciwko robieniu z 14 lutego święta epileptyków.
Jak zwał tak zwał ja tam wole NOC KUPAŁY :D
OdpowiedzUsuńRybiooka dobrze prawi :D
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej jest to raczej święto dla "niesparowanych". Te loterie miłosne i wianki na wodzie...
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że Walentynki z mężem obchodzimy po swojemu, a 24 czerwca braliśmy ślub :)
jak to dobrze, ze zaprotestowalas przeciwko protestowi - wlasnie ja tez mialam ochote cos klepnac w tym temacie u siebie, tylko przypuszczam, ze zrobilabym to mniej ladnie... i nie obyloby sie zapewne bez wycieczki w strone typowego polskiego "optymizmu", ktory zamiast wykorzystac pozytywne w sumie swieto do czegos milego, woli w zamian nakrzyczec i natupac.
OdpowiedzUsuń